Co 3. firma zatrudniająca głównie pracowników blue collar i co 20. gwarantująca przede wszystkim etaty white collar przyznaje, że zwolniła pracownika z powodu jego długiej lub częstej nieobecności w pracy spowodowanej chorobą, wynika z najnowszego badania Grupy Progres „Rynek pracy 360”. Takie praktyki – mimo, że nie dotyczą większości firm – powodują, że wiele osób w obawie przed utratą etatu nie chce mówić szefowi o swoich problemach zdrowotnych, nawet jeśli na dłuższą metę nie da się ich ukryć.

  • W 2021 r. – osobom ubezpieczonym w ZUS – wystawiono w sumie niemal 20,5 mln zaświadczeń lekarskich z tytułu ich choroby. Łączna liczba dni absencji w pracy wynikającej z tych zaświadczeń wyniosła 239,9 mln (ZUS).
  • Według danych GUS prawie połowa pracujących Polaków (46 proc.) odczuwa przewlekłe dolegliwości w pracy.
  • Polacy boją się mówić przełożonemu o swoich problemach zdrowotnych.
  • W Europie tylko 23 proc. pracowników deklaruje, że zgłosiłoby się do swojego managera w sytuacji doświadczania problemów psychicznych, a w Polsce zrobiłoby to jedynie 8 proc. kadry
  • Jeśli chodzi o zdrowie fizyczne, to – według Fundacji StwardnienieRozsiane.info – wśród najczęstszych przyczyn, które wpływają na to, że chorzy nie chcą mówić o problemach ze zdrowiem jest strach przed zwolnieniem i niepochlebne komentarze zespołu.
  • Niestety utrata pracy lub brak możliwości zatrudnienia nadal dotyka zbyt wiele osób chorujących przewlekle.
  • Dla części przełożonych długa lub częsta absencja chorobowa była powodem zwolnienia pracownika. Według badania Grupy Progres, tego typu decyzje podejmowano w co trzeciej firmie z branż związanych z pracą fizyczną (33 proc.) i w co dwudziestej organizacji (5 proc.) gwarantującej przede wszystkim etaty dla pracowników umysłowych.

Zgodnie z przepisami zwolnienie lekarskie może być wystawione maksymalnie na 182 dni, a więc na około pół roku. W tym czasie pracownikowi przysługuje wynagrodzenie chorobowe i zasiłek. Potem można się starać o świadczenierehabilitacyjne (max. 12 miesięcy). W 2021 r. – osobom ubezpieczonym w ZUS – wystawiono w sumie niemal 20,5 mln zaświadczeń lekarskich z tytułu ich choroby. Łączna liczba dni absencji w pracy wynikającej z tych zaświadczeń wyniosła 239,9 mln (ZUS). Kondycja zdrowotna naszych rodaków nie jest w najlepszym stanie i często ma wpływ na ich wydajność i aktywność zawodową. Mimo że średnia długość zwolnienia lekarskiego wynosi ok. 11 dni, to przynajmniej jedno zwolnienie otrzymało w ubiegłym roku 6,5 mln osób, czyli ok. 45 proc. ludzi podlegających w jednym momencie ubezpieczeniu chorobowemu. To oznacza, że przeciętna długość absencji chorobowej wyniosła 36,7 dnia.

O problemach zdrowotnych naszych rodaków informował również GUS. Według danych Urzędu prawie połowa pracujących Polaków (46 proc.) odczuwa przewlekłe dolegliwości w pracy. Co szósta osoba obecnie lub kiedyś wykonująca pracę zarobkową uskarża się na odczuwanie spowodowanych lub pogłębionych przez nią problemów zdrowotnych.

Firmy zaczynają odczuwać ten problem i szukają rozwiązań, bo koszt nieobecności pracownika przebywającego na L4 przewyższa wartość środków przeznaczonych na narzędzia poprawiające stan zdrowia zespołu. Jak wynika z raportu Grupy Progres, 56 proc. osób (zajmujących wyższe stanowiska) bierze udział w – opłaconych przez przełożonego – kursach i szkoleniach, również tych z zakresu psychoedukacji. 27 proc. badanych podnosiło kwalifikacje zawodowe pozwalające im nie tylko dobrze zarządzać zespołem, ale też zadbać o jego zdrowie psychiczne. Wiele firm idzie też o krok dalej i zaczyna badać stan emocjonalny zespołu, bo może mieć on wpływ nie tylko na funkcjonowanie organizacji, ale również na jej wyniki.

Problem jest dość poważny, bo w Europie tylko 23 proc. pracowników deklaruje, że zgłosiłoby się do swojego managera w sytuacji doświadczania problemów psychicznych, a w Polsce zrobiłoby to jedynie 8 proc. kadry.  Dlatego coraz więcej firm dba o kondycję psychiczną pracowników. Niestety nadal spora część przełożonych nie dostrzega problemów fizycznych kadry. Szczególnie gdy dany pracownik nie jest osobą z orzeczoną niepełnosprawnością, ale w ukryciu boryka się z przewlekłą chorobą utrudniającą funkcjonowanie. Co więcej, jego kondycję osłabia stres spowodowany niewłaściwymi warunkami pracy i strach przed zwolnieniem tylko z powodu choroby mówi Magda Dąbrowska, wiceprezes Grupy Progres.

Obawy przed poruszaniem tematu problemów psychologicznych potwierdza m.in. raport Human Power badający odporność psychiczną polskich organizacji – aż 77 proc. ankietowanych jest zdania, że pracownicy boją się mówić o dolegliwościach natury psychicznej, a z wszelkiego rodzaju przeszkodami próbują sobie radzić na własną rękę. Z kolei, jeśli chodzi o zdrowie fizyczne, to – według Fundacji StwardnienieRozsiane.info – wśród najczęstszych przyczyn, które wpływają na to, że chorzy nie chcą mówić o problemach ze zdrowiem, znajdują się: strach przed zwolnieniem, obawa przed reakcją współpracowników, niepochlebne komentarze zespołu, stygmatyzacja, niesprawiedliwa ocena wykonywanej pracy tj. przez pryzmat choroby, a nie osiągnięć czy kompetencji.

Nie ma obowiązku mówienia o chorobie w pracy, ale z doświadczeń naszej Fundacji wynika, że przekazanie takiej informacji najczęściej przekłada się w pozytywny sposób na sytuację osoby zatrudnionej – mówi Monika Łada, prezes Fundacji StwardnienieRozsiane.info. Oczywiście, jeśli nie chcemy, to nie musimy omawiać z szefem wrażliwych szczegółów dot. naszego zdrowia. Jednak samo zasygnalizowanie swojego problemu może pomóc osobom z chorobami przewlekłymi utrzymać stanowisko i pozostać aktywnymi zawodowo, a dzięki temu – i społecznie – dodaje Monika Łada.

Niestety utrata pracy lub brak możliwości zatrudnienia nadal dotyka zbyt wiele osób chorujących przewlekle. Zwykle słyszą one diagnozę, gdy są w wieku najwyższej aktywności zawodowej np. stwardnienie rozsiane (SM) diagnozowane jest najczęściej pomiędzy 20. a 40. rokiem życia. W przypadku ludzi z SM, które każdego roku wykrywane jest u 2 000 Polaków, ponad 60 proc. jest aktywnych zawodowo, a 40 proc. nie pracuje, często nie dlatego, że nie chce, ale z powodu braku szans na etat (IZWOZ). Nie tylko stwardnienie rozsiane, ale również inne choroby przewlekłe oznaczają wyższe ryzyko utraty pracy i braku aktywności zawodowej w okresie najwyższej produktywności, co ma ogromny wpływ na przebieg życia oraz możliwości osoby chorej. Dla części przełożonych długa lub częsta absencja chorobowa była powodem zwolnienia pracownika. Według badania Grupy Progres, tego typu decyzje podejmowano w co trzeciej firmie z branż związanych z pracą fizyczną (33 proc.) i w co dwudziestej organizacji (5 proc.) gwarantującej przede wszystkim etaty dla pracowników umysłowych.

Wśród polskich pracodawców obserwujemy coraz bardziej odpowiedzialne podejście do zatrudniania pracowników. W firmach realizowane są specjalne programy wspierające zespół na każdym etapie jego pracy, zarówno w lepszych, jak i gorszych chwilach, również w momencie choroby przewlekłej. Wszystko zależy oczywiście od kultury organizacyjnej firmy i jej managerów, którzy powinni mieć odpowiednie narzędzia i wiedzę pozwalającą im prowadzić działania profilaktyczne oraz w odpowiednim czasie zauważać, że dany pracownik ma jakieś problemy np. zdrowotne. Nie bez znaczenia są również wcześniej wypracowane relacje na linii pracownik-pracodawca i wzajemna uczciwość  – mówi Magda Dąbrowska, wiceprezes Grupy Progres. Niestety jest też grupa firm, moim zdaniem nadal zbyt duża, która zamiast wspierać osoby przewlekle chore, postanawia je zwolnić. Mimo że jedynym „przewinieniem” danego pracownika jest stan jego zdrowia i nieobecność w pracy, do której po jakimś czasie mógłby wrócić. Z naszych badań wynika, że takie podejście o wiele częściej występuje w firmach, które z uwagi na charakter wykonywanych zadań, wymagają dobrej kondycji fizycznej. Rzadziej w korporacjach bazujących na pracy umysłowej. Niemniej jedni i drudzy mają dużo do nadrobienia, jeśli chodzi o etyczne podejście do zatrudniania – podkreśla Magda Dąbrowska.

Coraz więcej polskich firm podchodzi z życzliwością i empatią do problemów osób chorych. Paradoksalnie „pomocna” okazała się pandemia COVID-19, która w pewnym momencie zwróciła większą uwagę przełożonych na aspekty zdrowotne. Obserwujemy i analizujemy działania krajowych prawodawców i muszę przyznać, że coraz więcej z nich kładzie nacisk na tworzenie przyjaznego środowiska pracy i oferuje wsparcie osobom zatrudnionym w ich firmie. Mogą one np. porozmawiać o swojej kondycji z wyznaczoną do tego osobą i – w razie potrzeby – dostosować zadania do sytuacji zdrowotnej czy pracować zdalnie. Oczywiście Polsce daleko jeszcze do ideału, ale jesteśmy na dobrej drodze. Musimy pokonać wiele obaw tworzonych i potęgowanych przez strach bądź niewiedzę. Brakuje kampanii, które edukowałyby zarówno pracowników, jak i pracodawców o sytuacji osób przewlekle chorych na rynku pracy. Takie działania mogłyby pomóc pracownikom utrzymać swoją aktywność zawodową i usunąć wiele barier, także tych istniejących tylko mentalnie – dodaje Monika Łada, prezes Fundacji StwardnienieRozsiane.info.

Biorąc pod uwagę liczbę zwolnień, działania wspierające zdrowie psychiczne i fizyczne pracowników powinna wdrożyć każda firma w Polsce. W szczególności te z branż, w których liczba dni absencji chorobowej pracowników (z powodu ich choroby własnej) jest najwyższa. W 2021 r. osoby ubezpieczone w ZUS i zatrudnione w przetwórstwie przemysłowym były na zwolnieniu w sumie 57,7 mln dni (liczba wystawionych zwolnień wyniosła 4,6 mln). Na L4 poszło także sporo osób z sektora handlu hurtowego i detalicznego oraz naprawy pojazdów samochodowych, w sumie wystawiono dla nich 3,1 mln zaświadczeń na łączną liczbę 40,3 mln dni. Na trzecim miejscu znalazło się budownictwo, w tej branży liczba dni absencji chorobowej wyniosła 15,8 mln (wystawiono 1,2 mln zwolnień lekarskich). Kolejną pozycję zajmuje transport i gospodarka magazynowa – pracownicy byli na L4 w sumie przez 13,1 mln dni (liczba zwolnień lekarskich przekroczyła 1 mln). Zespoły firm prowadzących działalność związaną z zakwaterowaniem i usługami gastronomicznymi w 2021 r. były nieobecne w pracy przez 6,9 mln dni (494 tys. L4).

W przypadku sektorów opartych głównie na pracy umysłowej najwięcej zaświadczeń lekarskich wystawiono dla osób z branży edukacyjnej – 1,8 mln (łączna liczba dni absencji – 17,2 mln), opieki zdrowotnej i pomocy społecznej – niemal 1,3 mln (łączna liczba dni absencji – 15,8 mln), administracji publicznej i obrony narodowej – 1,4 mln (łączna liczba dni absencji – 15,5 mln). Na kolejnych miejscach znalazła się działalność w zakresie usług administrowania i działalność wspierająca – ponad 1 mln zaświadczeń (łączna liczba dni absencji – 12,6 mln) oraz działalność profesjonalna, naukowa oraz techniczna – niemal 784 tys. L4 (łączna liczba dni absencji – ponad 9 mln).

Czytaj więcej

Czytanie uspokaja i spowalnia bicie serca. Wystarczy 6 minut czytania, żeby zredukować uczucie stresu aż o 60%! Co ciekawe, czytanie książek redukuje stres: o 68% bardziej od słuchania muzyki, o 300% bardziej od wyjścia na spacer i aż o 600% bardziej od grania w gry komputerowe.

Podczas czytania powieści mamy mnóstwo rzeczy do zapamiętania – imiona bohaterów, ich charaktery, motywacje, historie, związki z innymi postaciami, miejsca, wątki fabularne, szczegóły… Tymczasem w mózgu tworzą się nowe synapsy, a te istniejące się wzmacniają. Dzięki czytaniu nasza pamięć pozostaje w dobrej kondycji.

Postaci fikcyjne mogą stanowić takie samo źródło inspiracji co spotkanie z żywym człowiekiem. Inspirować może wszystko – aktywności, którym się oddają, miejsca, które odwiedzają, decyzje, które podejmują…

Mając przed oczami tylko literki, sami musimy wizualizować sobie to, co dzieje się w książce – nieczęsto są to nawet rzeczy, których nie możemy zobaczyć w świecie rzeczywistym! Czytanie, stymulując prawą półkulę mózgu, rozwija naszą wyobraźnię.

Czytanie powieści wymaga od nas skupienia uwagi przez dłuższy czas, co zdecydowanie poprawia naszą zdolność do koncentracji.

Im więcej czytamy, tym większy mamy kontakt z różnorodnym, a nawet zupełnie nowym dla nas słownictwem. Taki kontakt samoistnie poszerza nasz własny zasób słów.

Warto czytać książki, żeby utrzymać swój mózg w dobrej formie. Mole książkowe mają 2,5 raza mniejszą szansę na rozwój Alzheimera, czytanie spowalnia także starczą demencję. 

Czytanie różnych książek na te same tematy pozwala nam poznać i porównać różne punkty widzenia, spojrzeć na rzeczy z różnej perspektywy, a w rezultacie rozwinąć nasz własny światopogląd.

Warto czytać, żeby rozwijać własną empatię. Zaangażowanie w fikcję literacką pozwala nam na postawienie się na miejscu drugiego człowieka i zrozumienie go.

Aż 82% moli książkowych przekazuje pieniądze i dobra materialne dla organizacji charytatywnych. 3 razy częściej niż osoby nieczytające są aktywnymi członkami tych organizacji.

Książki to ogromne skarbnice wiedzy. Tutaj nie trzeba dodatkowych argumentów.

Szczególnie, jeśli czytasz np. takie kryminały od Agathy Christie. Rozwiązywanie zagadek wymaga analizowania wydarzeń, faktów, motywacji postaci, stawiania tez, weryfikowania założeń… Zdecydowanie rozwija to zdolność do krytycznego i analitycznego myślenia.

Im więcej czytasz dobrych pisarzy, tym lepiej możesz rozwijać własny styl. Nie wspominając o tym, że częsty kontakt z tekstem pisanym uczy poprawności gramatycznej czy ortograficznej.

Stworzenie wieczornego rytuału z książką daje naszemu ciału sygnał, że pora się zrelaksować i przygotować do snu.

Czytanie pozwala nam postawić się w różnych sytuacjach, w których na co dzień do tej pory się nie znaleźliśmy. Otwiera nas na nowe doświadczenia i rozszerza horyzonty, kształtując nas samych.

Od czasów, kiedy życie poczęło się wielce różniczkować, czytanie książek nie wystarcza. Książki podają czystą wiedzę z najrozmaitszych dziedzin, wiedzę nieraz kryształowo czystą, ale oderwaną od życia. Książki karmią również poezją, w niej opisy czynów bohaterskich uszlachetniają serca, ale mało informują o szarej rzeczywistości życia. Do działania potrzebna jest znajomość chwili bieżącej, orientacja, pulsy życia w miejscowych warunkach. Na każdym stanowisku można przyłożyć i swoją cegiełkę, można wpływać na całość, byle znać swe obowiązki względem społeczeństwa i chcieć im służyć. Tym pośrednikiem między wiedzą a życiem, między ideałem a rzeczywistością, jest publicystyka. Jest ona historją teraźniejszości, oświetlającą zagadnienia, które czekają dopiero na rozwiązanie. Jest ogniwem, która łączy prawdę wiedzy z zagadnieniami chwili bieżącej. Jest literaturą, która tyczy się potrzeb życia w danym czasie i danym miejscu. Ona komunikuje ostatnie wyniki z różnych dziedzin wiedzy czystej w zastosowaniu do bieżących potrzeb ludzkich. Ona czyni człowieka wrażliwym na niedolę swego społeczeństwa i zapala do żywota czynnego na jego korzyść. Ona, komunikując, co się dzieje na świecie całym, chroni nas od zaściankowości. Ona, zaznajamiając nas z biegiem myśli wszechświatowej, wywołuje w umysłach naszych szereg zagadnień. Ona uwalnia nas od potrzeby czytania wszystkich książek, których corocznie ukazuje się na świecie po kilkaset tysięcy, a których przeczytać na rok gruntownie nie można po nad kilkanaście. To są strony dodatnie prasy periodycznej.

Ale ma publicystyka i niejedną stronę ujemną. Wiadomości, dostarczane przez wiele dzienników, są dorywcze i powierzchowne: ani rozszerzają, ani pogłębiają wiedzy. Wiele nowinek, opisywanych drobiazgowo, niema żadnego ogólniejszego znaczenia, nie służy żadnemu rozumnemu celowi. Wiele sensacyjnych zajść i wypadków, zostawiających jedynie czczość w głowie i pustkę w sercu. W pogoni za kalejdoskopowym potokiem plotek wiele balastu, który ze szkodą obciąża umysł Dużo zabawy i płytkiego śmiechu, co w rezultacie szerzy bezmyślność, przytępia zmysł artystyczny. Nie jeden organ redagowany jest tendencyjnie, będąc na służbie tej lub innej partji. Nieraz nowość pomieszana z postępem bez oświetlenia krytycznego jądra rzeczy. I jedno pismo stara się prześcignąć drugie w pomysłach, licząc na gorsze instynkty. I wielu staje się igraszką okoliczności, bo są prowadzeni na pasku danego dziennika. Bo wielu ślepo hołduje zasadzie: nie różnić się od innych — i bezkrytycznie prenumeruje to, co ich znajomi i krewni. I tworzy się specjalny typ nałogowych czytelników pism periodycznych, co nie uznają jednocześnie lektury książek. Jest to pewnego rodzaju osłona dla duchowego lenistwa. Traci na tym wykształcenie gruntowne i myśl samodzielna. To też wielu uczonych powstaje na dziennikarstwo — śród nich ostro wystąpił w ostatnich czasach przeciw prasie perjodycznej F. Brunetiere, członek Akademji paryskiej.

Trzeba przede wszystkiem rozróżniać wartość miesięczników i tygodników, a pism codziennych. Pierwsze, a w części drugie, są streszczeniem i kwintensencją tego, co zawierają pisma codzienne. Lektura ich nie da wprawdzie technicznego posiadania poszczególnych gałęzi umiejętności, ale da ogólną znajomość podstaw. Te, które nie służą sprawom specjalnym, dają możność w dłuższym okresie czasu przebieg w ogólnych zarysach cały cykl wiedzy. Natomiast prasa codzienna służyć może głównie gromadzeniu materjałów do tych kwintensencji. I tu należy rozróżniać prasę prowincjonalną, a prasę stołeczną. Pierwsza zlicza miejscowe siły społeczne, wydobywa je i zbiera, zapala ogniska miejscowej twórczości. Bada i stara się kierować życiem prowincji, które wszędzie posiada swoje odrębne właściwości. Druga winna być przewodnikiem i siewcą dążeń kulturalnych wszerz i wzdłuż całego kraju. Winna być rzeką wód czystych, do której zbiegałyby się wszystkie strumyki, osadziwszy po drodze naleciałości niepotrzebne.

Trzeba umieć czytać dzienniki, jak i książki. Trzeba sobie wprzód zadać trud poznania każdego pisma. Trzeba się zapoznać, co w każdym z nich godnego jest czytania, nie usypiając swojego krytycyzmu łudzącemi nagłówkami pism i różnych rubryk, które często zapowiadają co innego, niż się drukuje. Trzeba czytać krytycznie, w żadnej sprawie nie spuszczając z oczu argumentów ani pro, ani contra. Trzeba czytać pisma, służące różnym poglądom, aby mieć oświetlenie z obu stron, aby módz wyrobić sobie własny sąd — samodzielny a objektywny. Trzeba koncentrować lekturę nie na tanich czasopismach codziennych o brukowych wiadomościach, lecz na poważnych wydawnictwach perjodycznych, które opierają działalność publicystyczną na znajomości dziejów i praw niemi rządzących. Należy ciążyć ku tym wydawnictwom perjodycznym, które chcą stać wyżej ponad prywatę i partykularyzmy — których celem jest nie interes materialny jednostek, lecz służba publiczna.

Najszybciej newsy trafią do Internetu. Zmiany w stanie prawnym lub projekty, które mają szansę wejść w życie, branżowe nowinki, informacje o nowych technologiach, produktach – portale internetowe są miejscem, gdzie na nie trafimy. Tak jak w przypadku niebranżowych mediów internetowych, mamy zagwarantowaną szybkość dostarczania informacji. Poszerzanie swojej wiedzy poprzez lekturę branżowej prasy, książek i stron internetowych wydaje się być oczywistą ścieżką samodzielnego rozwoju swojego życia zawodowego.

W zależności od naszych potrzeb, nastawienia, upodobań itp. warto sięgać po autorów, których styl pisania, charakter ujmowania tematu nam się podobają i po prostu do nas przemawia. Nie ma potrzeby zmuszać się do czytania czegoś, co nam się zwyczajnie nie podoba. Wszak lektura ma nam sprawiać satysfakcję i przyjemność, a nie tylko dostarczać wiedzy.

Słowo pisane to nieoceniony sposób na rozpowszechnianie informacji. Pamięć ludzka jest ulotna, o czym często przekonujemy się aż za dobrze. Dzięki lekturze zyskujemy dostęp do informacji, do których możemy się praktycznie w każdej chwili odwołać i potraktować je jako swoisty pewnik, także w sytuacjach spornych czy przy wyjaśnianiu nieścisłości. Tego komfortu nie mamy w przypadku sięgania po informacje przekazane drogą ustną, które są uważane za mniej wiarygodne. Większe zaufanie do zanotowanych informacji kosztem tych powiedzianych i usłyszanych to efekt uboczny rewolucji Gutenberga.

Czytanie jest czynnością angażującą nasz mózg – można to tak w skrócie ująć, bez wchodzenia nadmiernie w medyczne szczegóły. „Muszę przemyśleć to co przeczytałem/przeczytałam” – często w ten sposób podsumowujemy lekturę (chyba, że była ona dla nas bardzo nieangażująca na poziomie intelektualnym, emocjonalnym, nie dostarczyła nam żadnych nowych informacji itp.). Dzięki czytaniu wpadniemy na nowe pomysły, kreatywne sposoby rozwiązania problemów, nowe ujęcia starego i dobrze znanego tematu. Opisany przez autora case study może stać się inspiracją do wykorzystania przez analogię pewnych rozwiązań w nowym kontekście. Osobną kwestię, choć wartą wspomnienia, stanowią teksty, które nie są inspiracją w sensie zawodowych, a przede wszystkim w zakresie samorozwoju. Z doświadczenia mogę napisać, że świetnie w tej kwestii sprawdzają się biografie znanych ludzi, których osiągnięcia lub ścieżka życia z jakiegoś powodu budzą nasz podziw czy po prostu zainteresowanie. Recepty na sukces od A do Z na skalę Billa Gatesa w takiej biografii raczej znajdziemy (zresztą wtedy cena takiej książki była inna), ale coś, co może pchnąć nasze myślenie o swojej działalności, zachęcić do odejścia z pracy na etacie i założenia własnej firmy, przemodelowania swojej oferty, wpłynięcia na sposób komunikowania się z klientami itp. Możliwości jest tu naprawdę sporo i warto je wykorzystać. Funkcję inspiracji może pełnić biografia nie tylko kogoś z naszej branży, do tego celu potrafią się też nadawać nieźle życiorysy artystów, którzy zazwyczaj w życiu nie mieli lekko.